Zbliżyliśmy się do siebie po rozstaniu z Dominikiem. Podobna sytuacja-impreza, alkohol, rozmowa. Wymienienie się numerami telefonów, zagadanie. Nocne sms-y, kilka pojedynczych spotkań w gronie kumpli. Kilka miesięcy później zwierzyłam się Amelii, że chyba się zakochałam.
-Wiedziałam! Ty też mu się podobasz.-powiedziała.
-Skąd wiesz?
-Wystarczy mu się przyjrzeć. Sposób w jaki na ciebie patrzy wszystko zdradza.
Z dnia na dzień czułam do niego coś więcej, zaczęłam też dostrzegać drobne sygnały, które-według Amelii-były widoczne dla każdego, tylko nie dla mnie. Sms-y na ''dzień dobry''. Szukanie okazji do spotkań. Czułe przytulenie na przywitanie.
W końcu wzięłam sprawy w swoje ręce.
-Możemy pogadać na osobności?-zapytałam.
-Hej, chłopaki, chodźcie ze mną do sklepu, potrzebuję dodatkowych rąk do pomocy-podłapała przyjaciółka.
Właściwie w planach było wybadanie gruntu. Nie wiedziałam, na czym stoję, a nie chciałam wylecieć z deklaracją, nie wiedząc czy nie zrobię z siebie idiotki. Ale wyszło jak wyszło. Gdy po raz trzeci nalegał, bym wyrzuciła z siebie, co właściwie chcę mu powiedzieć, ''wymsknęło'' mi się nieco za głośne ''kocham cię''.
Był zaskoczony. Nie na zasadzie niemiłego obrotu spraw. Przytulił mnie tylko i przyznał, że to na pewno wymagało sporej odwagi i cieszy się, że zdobyłam się na taką szczerość.
Tydzień później odpowiedział tym samym.
Byłam najszczęśliwsza na świecie. Co prawda, ludzie mówili, że to kobieciarz i żebym nie liczyła na długi związek, ale nie słuchałam. Nigdy nie słucham.
Z roku na rok kochałam go coraz bardziej. Poznawałam kawałek po kawałku, wierzyłam w każde słowo, bo nigdy nie dał mi powodu do niepokoju. Ale musiałam to spieprzyć.
Zaprzyjaźniłam się w tym czasie z pewnym chłopakiem. Nigdy nie widzieliśmy się na żywo, ale zdarzyło nam się ze sobą pisać. Starszy ode mnie o 5/6 lat. Uprzejmy, zabawny. Chętnie słuchał, często doradzał.
Było niestety kilka momentów, w których nasze rozmowy wyszły poza sferę koleżeńską. Trochę flirtu, kilka ciepłych słów.
Dowiedział się.
Żałowałam tego najbardziej na świecie. Nie byłam nawet świadoma tego, jak to bardzo może ranić. Po raz pierwszy w życiu interesował się mną ktoś więcej niż Mama. Zachłysnęłam się tym. Za bardzo.
Przepłakałam trzy dni. Nie jadłam. Prawie nie spałam. Gdy już udało mi się zasnąć, śnił mi się on. Nie pisałam. Nie dzwoniłam. Byliśmy umówieni na spotkanie. Do tego czasu chciałam dać mu od siebie odetchnąć. Poukładać sobie cały ten syf w głowie. Syf, który doprowadził do tego, że napisałam list pożegnalny i planowałam wizytę u lekarza. Widząc moje podkrążone oczy bez problemu przepisałby mi leki na bezsenność. Przez trzy dni dokładnie zaplanowałam, jak poradzić sobie z tchórzliwym poczuciu winy, które nie daje mi żyć.
Ale Mateusz dał mi drugą szansę. Kontakt z tamtym facetem zerwałam całkowicie. Walczyłam z całych sił, by odbudować nadszarpnięte zaufanie. Znów było pięknie.
Do czasu.
Po trzech latach zaczęło się psuć. Kłóciliśmy się. Moja depresja coraz częściej dawała o sobie znać. Ja miałam ciągłe poczucie winy za tamtą sytuację. On wprost powiedział, że mi tego nie wybaczy-mimo tego, że w międzyczasie, jak się później okazało, zrobił coś bardzo podobnego, ze swoją byłą. Trochę dorosłam. Miałam 18 lat. Zaczęłam widzieć jego wady. Lenistwo. Brak perspektyw. Brak szacunku do matki. Obwinianie wszystkich dookoła za swoje błędy (zawiało hipokryzją, gdy się mnie nie zna, prawda?).
Zaczynał tracić szacunek również do mnie.
Sylwester. Pokój hotelowy. 19 lat. Odrobina alkoholu, trochę pieszczot. Wylądowaliśmy w łóżku. Ale coś było nie tak. Nie chciałam tego. Powiedziałam, że boli. Odpowiedział tylko, że już kończy. Wyszłam do łazienki. Usiadłam w kabinie i płakałam. On zasnął.
Rok później było tylko gorzej. Nie uspokajał mnie przytuleniem. Ściskał moje nadgarstki tak mocno, że zostawały mi ślady przez kilka kolejnych godzin. Raz podczas seksu wbił paznokcie w moje udo z taką siłą, że prawie krzyknęłam.
Zerwał ze mną po 4,5 latach związku. Nie podając konkretnego powodu. Mówiąc, że zniszczyłam jego i jego psychikę. Że nie jest już taki sam jak kiedyś. Że potrzebuje czasu, by się pozbierać. Że nadal mnie kocha, ale nie może ze mną być.
Dzień później był już z inną dziewczyną. Dziewczyną, która wspierała mnie w tym całym trudnym okresie. I była przy mnie tylko po to, by być bliżej niego.
Czy to ja jestem tak głupia i naiwna, czy trafiam na złych ludzi?
Od tamtej pory obiecałam sobie, że nikt więcej nie zrobi mi takiej krzywdy.
Myliłam się. Cholera jasna, znów.